Ostatnio pisaliśmy o losie małej Bajli Szul. Przytoczymy w skrócie opowieść jej brata - Abrama Szula: Mój ojciec nazywał się Josek Szul, mama Golda, rodzeństwo Bajla i Lajb. W czerwcu 1941 r. trafiliśmy do getta w Nowym Dworze Maz. W dniu 5 lipca Niemcy przeprowadzili w getcie akcję sprawdzania ausweisów. Kto nie miał – był kierowany do Fortu III w Pomiechówku. Moja matka swój zgubiła. Ojciec nie pozwolił nas rozdzielić z mamą i wszyscy trafiliśmy do Fortu III. Kiedy przyjechaliśmy do Pomiechówka i zobaczyliśmy te forty, to zrobiło się nam ciemno w oczach. Warunki były straszne. Byli tam Żydzi z Zakroczymia, Wyszogrodu, Nasielska, Ciechanowa, Płońska. Zaraz jak przyjechaliśmy, to ktoś przywiózł wojskową kuchnię polową. Ludzie rzucili się na zupę i kocioł się przewrócił. Ludzie kładli się na ziemi i zlizywali z niej zupę. W zamieszaniu ojciec wyszedł z Fortu z tymi, co przywieźli tę kuchnię. Ja też chciałem uciec. Pod bramą była szpara. Po zmroku przecisnąłem przez nią Bajlę – była mała, więc łatwo poszło. Potem przecisnąłem brata (miał 12 lat) i wyszedłem na końcu (byłem 3 lata starszy). Udało nam się dotrzeć do getta. Połączyliśmy się z ojcem, ale matka została w Forcie. Nie można jej było wydostać za żadne pieniądze. Dopiero kiedy tyfus zaczął panować w Forcie, Niemcy postanowili wywieźć wszystkich w kierunku Generalnego Gubernatorstwa. Osiem kilometrów za Nowym Dworem była granica niemiecka. Tam Niemcy zrobili ogniska i kazali ludziom skakać przez ogień. Matka była młoda i udało się jej przeżyć. Przyszła do nas do getta. Potem Niemcy zawieźli nas do Oświęcimia. W Oświęcimiu zrobili selekcję. Dzieci i matki po lewej stronie, a mężczyźni po prawej. Mnie z ojcem zostawili. Bajlę, Lajba i mamę odłączyli od nas. Wtedy Bajla powiedziała ostatnie słowa: „To jest wszystko”. Więcej już się nie zobaczyliśmy. W październiku 1944 r. został w Oświęcimiu zamordowany mój ojciec. (…)
Na zdjęciu Abram Szul (wirtualny sztetl)