Kilka dni temu IPN nagrał na taśmie filmowej rozmowę z panem Wacławem Dominkiewiczem. To była długa i fascynująca relacja. Warto nieco obszerniej przytoczyć jej fragmenty:
Ojciec Pana Wacława – Stefan Dominkiewicz pochodził ze wsi Mochty – Smok. W czasie wojny pracował na Wiśle jako flisak i wraz z najstarszym synem Eugeniuszem zajmowali się przemycaniem bydła przez rzekę – do głodującej Warszawy. Ktoś ich Niemcom zadenuncjował. Przyjechali 27 kwietnia 1943 r., ale Eugeniusza nie znaleźli. Wobec tego zabrali pana Stefana i jego żonę Mariannę - jako zakładniczkę za syna. Dzień później małżeństwo Dominkiewiczów zostało osadzone w Forcie III w Pomiechówku.
Pan Wacław ze starszą siostrą Aleksandrą odwiedzał matkę w Forcie. Wskazał na kaponierę jako miejsce, gdzie mama pokazywała się za kratami i rozmawiała z nimi. W czasie jednego z widzeń matka powiedziała im o śmierci ojca. Widziała jak Niemcy nieśli ciało męża i jeszcze dwóch kobiet na „górkę”. Widziała tam szubienicę, widziała zwisające sznury z pętlami i stołki, które wykopywano więźniom spod nóg.
Eugeniusza Niemcy aresztowali we wrześniu 1943. Kilka godzin przeszukiwali dom. Musieli wiedzieć, że tam jest. Miał skrytkę w ziemi, pod krzakiem bzu i tam go w końcu znaleźli. Przywiązali go do bryczki i ciągnęli jak psa – wspominał pan Wacław. Również trafił do Fortu III w Pomiechówku. W czasie śledztwa był potwornie katowany. Przez 14 dni stał przykuty do kółek w ścianie. Gdy zmieniali się wachmani matka podchodziła i ukradkiem mu do ust jedzenie (pracowała w kuchni). Mówiła, żeby się nie przyznawał, że jeśli to zrobi, z pewnością go powieszą. Wytrzymał. Po śledztwie oboje trafili do obozów koncentracyjnych.
W kwietniu 1945 r. pani Marianna przyjechała z dziećmi wozem do Fortu. Przywiozła ze sobą trumnę. Była pewna, że znajdzie miejsce gdzie Niemcy zakopali ciało jej męża. Nie odnalazła...
Na zdjęciu pan Wacław przed budynkiem kaponiery na Forcie III.